Antonina Paplińska: Zamiast pomarańczowego szalika
W ciągu ostatnich kilkunastu dni Ukraina, chyba silniej niż dotychczas, zaakcentowała swoje istnienie w świadomości przeciętnego Europejczyka. A świadomość europejska, także w wymiarze politycznym, lubi karmić się symbolami. Odgrywają one szczególne znaczenie w myśleniu „Starej Europy” o swojej „Nowej” połowie. Tak więc dla przeciętnego Francuza czy Niemca Polacy to wciąż naród niezwykle „solidarny”, natomiast Czesi chyba na zawsze zostaną już „aksamitni”.
Nasi wschodni sąsiedzi przebijając się przez gąszcz euro-schematów i euro-stereotypów, także tych historyczno – politycznych, postawili na pomarańcz - bo to właśnie kolor pomarańczowy jest w tych dniach kolorem nadziei na Ukrainie. Nadziei, którą nie tylko żywią sami zainteresowani w stosunku do swoich władz i samych siebie, ale i nadziei całej Europy wobec Ukraińców właśnie.
Mimo tych wszystkich oczekiwań kierowanych pod adresem Kijowa, mimo licznych aktów solidarności i poparcia, uwzględniając w tym momencie także masowe wykupywanie pomarańczowych wstążek, czapek czy szalików, wielu wydaje się wciąż zaskoczonych tym co na Ukrainie się dzieje a przede wszystkim tym jak się dzieje.
A dzieje się bardzo „europejsko” właśnie i bardzo „demokratycznie”. Nie mam tu oczywiście na myśli fałszerstw, które do tego całego Ukraińskiego Festiwalu doprowadziły, ale wszystkiego co jest reakcją na te ewidentne nadużycia. Myślę, że niewielu zainteresowanych i zainteresowanych mniej regionem byłego Związku Radzieckiego zdołało przewidzieć taki scenariusz zdarzeń, a także zakrojonej na tak szeroką skalę manifestacji niezgody na sprowadzenie siebie do roli przedmiotu a nie podmiotu. Niezgody na bycie społeczeństwem, którego się o zdanie nie pyta, a nawet jak się pyta, to się ten głos wypacza i przeinacza licząc, że owo społeczeństwo uwierzy w coś, czego nie myśli i przyjmie coś, czego nie chce. Dlaczego przyjmie – bo tak nauczone, taka jest, zwykło się uważać, „tradycja”. Ileż to mądrych głów wyrokowało, że społeczeństwo obywatelskie a wcześniej społeczeństwo politycznie świadome, jest obce „wschodniemu duchowi”. A jednak nawet ów duch, dotąd przełykający z coraz większym trudem zniknięcia dziennikarzy i inne potknięcia „demokratycznej władzy”, zbuntował się wobec nadmiaru absurdu i nie dał sobie wmówić, że przysłowiowe białe jest jednak czarne.
Skala, forma i pokojowy charakter tego protestu przywodzi na myśl dojrzałe społeczeństwa demokratyczne. To naprawdę niesamowite, że naród, który w sumie dopiero po faktycznym rozpadzie ZSRR rozpoczął budowę swojej państwowości, naród który wciąż ma problemy z własną narodową tożsamością, potrafi artykułować swoje interesy, potrzeby i zorganizować się, aby udowodnić i przypomnieć rządzącym, że władzę sprawują z jego woli. Wytworzył społeczeństwo, który w ciągu tych kilkunastu lat stało się naprawdę świadome swoich praw i tego, że niosą one ze sobą konkretną treść. Widok kwiatów wtykanych między policyjne zasieki i umocnienia przywodzi raczej na myśl legendarne lata sześćdziesiąte. Przypomina, że pewne wartości mimo upływu czasu wciąż są żywe i potrafią zgromadzić ludzi pod swoim, wydawałoby się, nieco przykurzonym sztandarem, a następnie mimo przenikliwego chłodu wyprowadzić na ulicę na całe dwa tygodnie.
Przekornie nie pokuszę się o prognozy zakończenia tego prezydenckiego kryzysu. Nie będę zgadywać jak teraz zmieni się ukraińska scena polityczna. Może będziemy faktycznie świadkami „pościgu za Europą”, a może kiedy zwinięte już zostaną sztandary demokracji, a ciekawskie oczy zachodnich obserwatorów zwrócą się w inną stronę świata, okaże się, że właściwie niewiele się zmieniło. Jedno jest pewne - społeczeństwo ukraińskie zrobiło już ten pierwszy, najważniejszy krok, choć pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim naprawdę nauczy się chodzić.
Zdaję sobie sprawę, że z moich słów biję niepoprawny i beznadziejny entuzjazm, który zwykle uniemożliwia chłodną ocenę sytuacji. Że nie biorę pod uwagę wszystkich wątków i aspektów. Że patrzę na tę sytuację nazbyt subiektywnie i upraszczam sprawę. Ale ja swoim skromnym tekstem wcale nie zamierzam nikogo przekonywać, że ma przed sobą wnikliwą i profesjonalną ocenę, bo na chłodne analizy będzie jeszcze czas. Jest to po prostu mój własny, szczególny akt poparcia – zamiast pomarańczowego szalika. Padły tu słowa podniosłe i nieco patetyczne. Niech mi jednak zostanie wybaczone bowiem... Panowie i Panie proszę o uwagę - właśnie dzieje się Historia.