Ewelina Miklas: Unijny stan zawieszenia
Traktat lizboński sprawiał problemy od samego początku swojego istnienia, a nawet jeszcze wcześniej, kiedy nie było traktatu z Lizbony, tylko traktat konstytucyjny. Do tego Unia też się przyzwyczaiła. Podobnie jak do tego, że w referendach obywatele nie zawsze zgadzają się z ścieżką wyznaczoną przez polityków. Irlandczycy odrzucając traktat nie byli pierwszymi, którzy tego dokonali, wystarczy wspomnieć Francuzów i Holendrów w 2005 roku. Nie był to też pierwszy raz kiedy referendum zostało powtórzone. Ci sami Irlandczycy głosowali bowiem już dwa razy w sprawie traktatu z Nicei, bo przy pierwszym referendum wypowiedzieli się negatywnie.
Europa i Europejczycy przyzwyczaili się też do tego, że w chwili obecnej Unia funkcjonuje w oparciu o traktat z Nicei, którego formuła już się wyczerpała. Mimo że media i politycy od wielu miesięcy mówią i piszą o tym jak bardzo Unia potrzebuje nowego traktatu, to nawet bez postanowień z Lizbony, unia trwa. Przetrwa też obecny kryzys, zapoczątkowany w Irlandii, a kończący się w Czechach. Nie jest ważne nawet jaki będzie ostateczny wynik, czy traktat wejdzie w końcu w życie, czy też zostanie zablokowany. Unia, Europa i Europejczycy przetrwa bowiem w obu scenariuszach.
Ale nie chodzi o to aby przetrwać, chodzi o to, aby uczynić Unię lepszą, bardziej odpowiadającą wyzwaniom ówczesnego świata. Aby uczynić Europę lepszym kontynentem do życia. Aby Unia mogła podejmować lepsze decyzje dla dobra wszystkich 27 krajów członkowskich i tych państw, które chcą do niej wejść. A tego nie da się osiągnąć w stanie zawieszenia oraz wyczekiwania, w jakim Unia jest od pewnego czasu. Tego nie da się osiągnąć jeśli przyzwyczaimy się do stanu rzeczy jaki mamy obecnie.
Traktat lizboński powinien wejść w końcu w życie i dać Unii impuls do dalszego rozwoju. Potrzebuje tego cała Unia. Potrzebuje też tego szczególnie Polska, która będzie przewodniczyć w Radzie UE już w drugiej połowie 2011 roku. Mimo że może się wydawać, że do lipca 2011 jest jeszcze wiele czasu, to przygotowania do polskiej prezydencji już trwają. Choć sam okres polskiego przewodnictwa w Radzie UE będzie trwał zaledwie pół roku, to będzie on poprzedzony długimi przygotowaniami, które trwają już od wielu miesięcy. Praca ta jest zaś utrudniona przez to, że nie jest wiadomo w jakich warunkach polski rząd będzie działać podczas naszej prezydencji. Dlatego decyzja w sprawie traktatu lizbońskiego ma tak kluczowe znaczenie dla Polski.
Jeśli traktat wejdzie w życie, polska prezydencja będzie funkcjonować w oparciu o zasady jakie on ustala. Traktat zaś powołuje nowe, ważne stanowiska w UE, jak Stały Przewodniczący Rady Europejskiej oraz Wysoki Przedstawiciela ds. Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Z racji kompetencji, jakie wiążą się szczególnie z tą pierwszą funkcją, potocznie określa się je jako prezydenta UE. Osoba, która będzie je piastować przejmie cześć obowiązków, które obecnie pełni premier czy prezydent państwa sprawującego prezydencję w Radzie UE. Wysoki Przedstawiciel koordynować zaś będzie prace ministrów spraw zagranicznych, co obecnie jest głównie w kompetencji ministra państwa przewodniczącego Radzie UE. Wejście w życie traktatu zmieni więc bardzo poważnie warunki, w jakich przyjdzie działać prezydencji i ważne aby Polska miała czas się do tego odpowiednio przygotować. Im dłużej zaś Czechy będą zwlekać, tym dłużej Polska i cała Unia funkcjonować będzie w stanie zawieszenia. Nie jest on zaś korzystny dla Unii ani dla żadnego z jej państw członkowskich, łącznie z Czechami.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.