Filip Topolewski: Szczyt G-20: Dwudziestu szczęśliwych i beztroskich
- Filip Topolewski
Gordon Brown wraz z liderami państw G-20 obwieścił historyczny sukces szczytu w Londynie. Giełdy poszybowały w górę, analitycy zacierają ręce, a ludzie poczuli się bezpieczniejsi o swoje miejsca pracy. Wszyscy szczęśliwi, choć w zasadzie wciąż nie wiadomo co robić.
Londyński szczyt G-20 powinien przejść do historii jako wzorcowy przykład starannie wyreżyserowanego przedstawienia, gdzie każdy wygrywa, a na koniec publika zapewnia owację na stojąco.
Stanowiska poszczególnych państw znane były na długo przed szczytem. Główni aktorzy publicznie przedstawiali swoje racje i cele. Do tego wszyscy podkreślali, że szczyt nie może zawieść, musi być sukcesem. I najwyraźniej świadomość oczekiwań rynków i opinii publicznej zwyciężyła.
W zasadzie wszyscy pozostali przy swoich stanowiskach. Każdy z uczestników spotkania może wrócić spokojnie do domu i obwieścić, że osiągnął zakładane cele. Niemcy i Francja obroniły swoje budżety oraz osiągnęły większe regulacje rynków finansowych. Sarkozy i Merkel szczęśliwi. USA i Wielka Brytania obroniły większą swobodę mniejszych funduszy hedgingowych oraz wywalczyły dodatkowe pieniądze na podsypanie wzrostu w światowej gospodarce poprzez pomoc z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Obama i Brown szczęśliwi. Chińczycy i Hindusi usłyszeli, że nikt nie będzie zamykał przed nimi rynków, a nawet znajdą się środki na wspieranie wolnego handlu. Co więcej kolejny raz zapewniono państwa rozwijające się, że dostaną więcej głosów w MFW i Banku Światowym. Wszyscy szczęśliwi.
Informacja o większych niż się spodziewano funduszach na pożyczki dla MFW wprawiła rynki w euforię. Indeksy w górę, inwestorzy szczęśliwi.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy zostały znacznie wzmocnione. Zarówno funduszami jak i projektami nowych regulacji i kompetencji. Prezesi Strauss-Kahn i Zoellick szczęśliwi.
Wygląda na to, że MFW wyrasta właśnie na filar pokryzysowego systemu bankowego. Dodatkowo powołano Radę Stabilności Finansowej, która zajmie się koordynacją i monitoringiem regulatorów rynków finansowych – niewykluczone, że to posunięcie okaże się z czasem najważniejszym osiągnięciem tego szczytu. W każdym bądź razie są powody do zadowolenia dla analityków rynku finansowego.
Państwa rozwijające się na stałe wchodzą już w światowy system decyzyjny. G-8 odchodzi w niepamięć, co symbolicznie podkreślił Berlusconi proponując, by następne zaplanowane we Włoszech spotkanie tej grupy zamienić właśnie w G-20. Z jednej strony to oczywiście oznaka słabszej pozycji państw zachodu, zwłaszcza Europy, ale z drugiej zyskujemy sprawniej działające forum no i przecież o ileż bardziej demokratyczne. Słowem, wszyscy szczęśliwi.
Powszechną szczęśliwość zaburza tylko fakt, iż wszyscy zdawali się nie zauważać, że główny problem – oczyszczenia bilansów banków z tzw. „toksycznych aktywów” został nie rozwiązany. Co więcej w dalszym ciągu nie wiadomo jak go rozwiązać i chyba nikt dokładnie nie wie jakich jest rozmiarów.
W oświadczeniu państw G-20 po szczycie możemy przeczytać:
„Nasze działania w przywróceniu wzrostu nie mogą być skuteczne dopóki nie przywrócimy krajowych pożyczek i międzynarodowych przepływów kapitałowych”. Nic dodać nic ująć. Dalej czytamy: „Zapewniliśmy znaczne i całościowe wsparcie naszych systemów bankowych, by zapewnić płynność, rekapitalizować instytucje finansowe i rozstrzygająco podejść do problemu uszkodzonych aktywów”. Tak, to już zostało dokonane, jak na razie ze znanym skutkiem. Czytamy dalej: „Jesteśmy zdecydowani podjąć wszystkie niezbędne działania by przywrócić normalny przepływ kredytów poprzez system finansowy i zapewnić dobrą kondycję systemowo ważnych instytucji, wprowadzając nasz polityki w zgodzie z uzgodnionymi ramami działania (...)”. Jeżeli ktoś szuka czegoś więcej na ten temat to niestety tu się zawiedzie. Przedstawienie skończone, sufler zapomniał tekstu, kurtyna w dół.
Londyńskie G-20 obiektywnie osiągnęło całkiem sporo, kładąc solidne fundamenty pod nowy światowy system finansowy. Lepsza architektura ma nie dopuścić do powstawania podobnych kryzysów w przyszłości, przy okazji rozszerzając odpowiedzialność za światowe finanse na większą liczbę państw. Co nie zmienia faktu, że dzisiejszy świat cały czas tkwi po uszy w kryzysie i dosypanie kilkuset miliardów dolarów kredytów z MFW niczego nie zmienia.
Wygląda na to, że G-20 wciąż nie ma pomysłu jak uzdrowić światowy system bankowy z pozostałości złych kredytów z amerykańskiego rynku hipotecznego. I wygląda na to, że nikt nie wie ile to będzie kosztować i kto za to zapłaci. Chociaż mam przeczucie, graniczące z pewnością, że to akurat wiadomo. Ostatecznie i tak okaże się, że płacić będzie podatnik przez następne dziesiątki lat.
P.S. Duży plus dla organizatorów: Transmisja on-line w czasie rzeczywistym z kamer w jeżdżących po Excel Conference Centre, dosłownie „wszędobylskich”. Doprawdy można było poczuć się niczym uczestnik szczytu, a nawet brać udział w rozmowach kuluarowych. Ot, taki mały tryumf demokracji i kolejny kroczek we wprowadzaniu coraz większej przejrzystości procesu decyzyjnego. Czekam, aż wprowadzimy podobne rozwiązanie u nas na spotkaniach Rady Ministrów.