Michał Żukowski: Polski udział w szczycie "małpa, Gruzja i weto"
- Michał Żukowski
Korespondencja z Brukseli
Już w poniedziałek (11.12) wieczorem wszyscy wiedzieli, że zbliżający się szczyt do najciekawszych należeć z pewnością nie będzie. Tego dnia zebrana w Brukseli Rada ds. Ogólnych rozwiązała kwestię negocjacji z Turcją zamrażając osiem rozdziałów i znacząco oddalając ten muzułmański kraj od UE. Pozostawała sprawa polskiego weta, która w oficjalnym programie nie była umieszczona, ale niemal każdy spodziewał się poruszenia tego w mniej lub bardziej oficjalnych rozmowach. Szczyt okazał się z polskiego punktu widzenia dość ciekawy, niestety nie ze względu na jakikolwiek nasz sukces czy dobre zaprezentowanie naszych argumentów, a słynną już „małpę w czerwonym”.
Trzymając w ręku program pobytu polskiej delegacji w Brukseli nie spodziewałem się, że zgodny z kolejnością będzie tylko pierwszy punkt, czyli lądowanie samolotu prezydenckiego. Zaraz po nim okazało się, że przed odlotem zostało zaplanowanie spotkanie z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Manuelem Barosso. Wydawało się, że lody zaczynają topnieć a polskie weto kruszeć, ale niestety rzeczywistość zweryfikowała te oczekiwania. Polska trzyma się kurczowo swojej pozycji, ale do rozwiązania kryzysu jest raczej bliżej niż dalej: „Poruszamy się już w jednym pokoju, ale jeszcze nie przy tej samej ścianie”, stwierdził na konferencji prasowej prezydent Kaczyński. W dniu jego przylotu pojawiła się plotka, że Moskwa zawarła bilateralną umowę handlową z Berlinem, ale na południowym briefingu KE zdecydowanie to zdementowała. Podobnie uczyniła kanclerz Angela Merkel w krótkiej, prywatnej rozmowie z naszym prezydentem.
Tym niemniej Rosja ma już przygotowanie umowy z ośmioma krajami UE. Do tej pory, mimo silnych nacisków Kremla, nie została podpisana żadna z nich i miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, gdyż wtedy cały dom o nazwie „solidarność” runie pozostawiając zgliszcza, które odbudować będzie bardzo trudno. Nie ma innego słowa jak „dyplomatyczne barbarzyństwo” na proceder nakłaniania państw członkowskich do podpisania się pod dokumentem zawierającym klauzulę zakazu tranzytu mięsa z Bułgarii i Rumunii, praktycznie już będących członkami UE. Konkludując sprawę weta należy stwierdzić, że Finowie mają jeszcze dwa tygodnie, a korzystny dla nich mimo wszystko układ zapowiada rozpoczynająca się w poniedziałek Rada ds. Rolnictwa. Jednak nawet oni nic nie wskórają, jeżeli postawa Rosji będzie niezmienna.
Zapraszamy do UE
Doskonale rozumiem poparcie Polski dla akcesji krajów bałkańskich, Turcji, Ukrainy, nawet Mołdawii, ale wyrażanie podobnego stanowiska na temat Gruzji przez totalnie osamotnionego w tych twierdzeniach prezydenta Kaczyńskiego jest już chyba jednym krokiem za daleko. UE musi się do akcesji kolejnych krajów bardzo solidnie przygotować. Dlatego decyzję o rozszerzeniach zostały tak zdecydowanie oddalone. Najbardziej przykro może być Chorwacji – najlepiej przygotowanej i prawie gotowej do członkowstwa. Jeżeli na tle państw starających się o rozpoczęcie negocjacji Polska wymienia Gruzję, wygląda to dalece niepoważne. Gruzja – tak, ale w NATO, a w UE w bardzo dalekiej perspektywie.
Sprawy różne - anemicznie
Kolejne sprawy, czyli migracja i kwestie afrykańskie, są mało istotne dla naszego kraju, więc nie uczestniczyliśmy aktywnie w dyskusji na ten temat. W zasadzie ograniczamy się do popierania krajów, które mają z tym problemy (Malta, Hiszpania, Francja, Włochy, Portugalia) i jesteśmy za rozwiązaniem tej kwestii na najwyższym szczeblu unijnym w jak najszybszym czasie – najlepiej już za przewodnictwa Niemiec.
Nie rozwiązano punktu dotyczącego art. 42 TUE („passarelle”). Zastosowanie tej tzw. „procedury kładki” znacznie ułatwiłoby podejmowanie decyzji w III filarze (przeniesienie niektórych z nich do I filara). Prowadzi to jednak to rezygnacji z prawa weta, na co niektóre kraje (z Polską na czele) zgodzić się nie chcą. Jest to pytanie o pryncypia – czy kraje członkowskie są już gotowe oddać część swojej suwerenności w kwestiach współpracy policyjnej i sądowej w sprawach karnych na rzecz UE? Jest to wciąż bardzo delikatna sprawa, ale musi zostać ona w jakiś sposób załatwiona, ponieważ ostatnio kilka decyzji ramowych zostało zawetowanych (patrz atykuł) i faktycznie paraliżuje to pracę w III filarze.
Nieszczęsna małpa
Jeszcze w czwartek wieczorem wychodząc z konferencji myśleliśmy, że najpopularniejszymi zwierzątkami na szczycie będą łosoś i renifer, a to z racji serwowania wykwintnych potraw przyrządzonych z tych właśnie istot. Do tego grona niespodziewanie dołączyła nazajutrz małpa i to z pewnością nie z powodu walorów smakowych – w tym przypadku raczej dobrego smaku zabrakło. „Jeszcze jedno pytanie, ale nie od tej małpy w czerwonym” – te słowa prezydenta wychwycił mikrofon Radia Zet i zaczęła się prawdziwa burza. Zwłaszcza, że „prezydencka małpa” (Inga Rosińska, TVN) nigdy nie przeprowadzała wywiadu z panem Kaczyńskim, nawet nie zadała mu nigdy pytania.
Tłumaczenie prezydenta, że była to jego prywatna rozmowa, jest moim zdaniem nie na miejscu – po pierwsze prezydent jest osobą publiczną i w każdej sytuacji może spodziewać się, że jego słowa będą cytowane, po drugie: sytuacja miała miejsce podczas konferencji prasowej, na stole stało około dwudziestu mikrofonów i powstrzymanie się przez głowę państwa od takich komentarzy byłoby wskazane. Po trzecie wreszcie: prezydent jest inteligentnym człowiekiem i pamięta doskonale nagonkę przeciw niemu po słynnym zwrocie (S…D…) na warszawskiej Pradze, powinien więc wiedzieć, że nie może dawać dziennikarzom łatwej okazji do „ataku”. Ten „prezent” dany w nocy z czwartku na piątek został naturalnie wykorzystany.
Nie obeszło się i bez drugiej wpadki polskiego przywódcy. Teraz jednak przynajmniej wielu Polaków wie, że „dutch” to holenderski, a „The Netherlands” to Holandia. Umożliwił im to w czwartek nie dowierzający swojej tłumaczce prezydent.
***
Podsumowując szczyt „zza zasłony polskiego pokoju”, należy stwierdzić, że nie rozwiązał on polskich problemów i wątpliwości. Przyniósł natomiast wpadkę i zażenowanie wśród części polskich dziennikarzy i to nie tylko z powodu słów prezydenta. Smuci nas, że prezydent dobrał sobie tak kiepskiego współpracownika ds. międzynarodowych jakim jest Andrzej Krawczyk. Piątkowy briefing z nim trwał 45 minut, nie padł żaden konkret, padł natomiast minister Krawczyk, kiedy dostał pytanie od dziennikarza „FT”, a na sali nie było tłumacza.
Szkoda, bo pochlebne słowa w zagranicznej prasie są nam w rozgrywce z Rosją bardzo potrzebne. A nie będzie ich, jeśli polski minister nie będzie umiał odpowiedzieć płynnie na pytanie po angielsku.
Takie niuanse składają się na całość wrażeń ze szczytu. Oby następnym razem recenzja mogła okazać się dla nas bardziej łaskawa. A okazja po temu nadarzy się bardzo niedługo.
Źródło: EUobserver, Agence Europe, inf. własne