Paweł Słoń: Co po Kioto? - Austria
Prawie 200 lat temu Austriacy wprowadzili specjalne podatki od wycinki lasów, celem ochrony przed nadmierną wycinką. I choć 'zielona rewolucja' rozpoczęła się na dobre w kraju Mozarta dopiero w latach 70. minionego stulecia, to jest jeden z pionierów wprowadzania tzw. green-policy na świecie.
W 1972 r. powołano do istnienia, uznawane za jedno z pierwszych w Europie, ministerstwo środowiska (niem. Umweltbundesamt), a wkrótce potem ogłoszono całościowy plan działania. W 1978 r. oficjalnie zakończyła się przygoda Wiednia z energią nuklearną, kiedy to minimalna większość zadecydowała w referendum o zakazaniu uzyskiwania energii atomowej. Austria postawiła na ekologię. Przykład miasta Güssing - w 100 procentach pozyskującego energię z odnawialnych źródeł energii - pokazał, że możliwy jest kompromis między rozwojem a ochroną środowiska. Swego czasu, federalny minister środowiska i rolnictwa Nikolaus Berlakovich pokusił się o stwierdzenie, że prędzej czy później gospodarka austriacka w całości będzie bazowała na odnawialnych źródłach energii.
Mimo to Austria może nie wypełnić zobowiązań wynikających z protokołu z Kioto. Kraj będący wzorem udanego odejścia od gospodarki opartej na węglu okazuje się być w tyle stawki, jeśli chodzi o wypełnianie zobowiązań z Kioto. Już raport ONZ z 2000 r. zwracał uwagę na potencjalne trudności w realizacji postulatów z Kioto w tym kraju. Podkreślając zaawansowanie gospodarcze Austrii i wysoki poziom dbałości o ekologię, zwrócono uwagę na opinię publiczną. Austriacy byli przekonani, że ich kraj i tak robi wystarczająco dużo, by zapobiec niekorzystnym zmianom klimatu, dlatego ewentualne dalsze działania wiedeńskiego rządu mogłyby według ONZ spotkać się z niezadowoleniem społecznym. Oprócz tego, wymieniono problemy z oszczędzaniem energii oraz rozbudowaną sieć transportową, sprzyjającą zwiększaniu emisji CO2.
Obawy wyrażone w raporcie ONZ-u znalazły potwierdzenie w kontroli przeprowadzonej w przez austriacki odpowiednik polskiego NIK-u - Austrian Court of Audit. W końcowym raporcie, opublikowanym jesienią 2008 r., możemy przeczytać, że "muszą zostać podjęte zdecydowanie konkretniejsze i bardziej efektywne środki". W protokole z Kioto Austria zobowiązała się w latach 2008 - 2010 zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych o 13 proc. w stosunku do 1990 r. Tymczasem w 2005 r. przekraczano już o 18 proc. limity bazowe na dany rok oraz o 36 proc. limity docelowe z Kioto! Skąd ta nagła zmiana?
Sytuację Austrii doskonale tłumaczy statystyka z 2007 r. pokazująca procentowy udział odnawialnych źródeł energii w stosunku do całości gospodarki. Większość energii w Austrii dalej jest pozyskiwana z tradycyjnych źródeł energii: ropa stanowi 41 proc., odnawialne źródła energii 25 proc., gaz ziemny 21 proc., a węgiel 11 proc. Jeśli zaś chodzi o produkcję elektryczności z odnawialnych źródeł energii, Austria jest już na czele stawki. Dwa lata temu ponad połowa pochodziła z odnawialnych źródeł. Szczegółowo sytuacja wyglądała następująco: 59,7 proc. produkcji to odnawialne źródła (zdecydowana większość elektryczności pochodzi z elektrowni wodnych - 54,6 proc. całości; w zdecydowanej mniejszości biomasa - 3,1 proc. całości - i energia wiatrów - 2 proc. całości), 21,8 proc. wytwarzane jest przy użyciu gazu, 10,9 proc. - węgla i 2,5 proc. - ropy naftowej. Drugie miejsce w europejskim rankingu zajmowała Szwecja z wynikiem 51 proc. a trzecie Łotwa z 31 proc.
Kłopot pojawiał się przy kolumnach tabeli, pokazujących docelowy poziom procentowego udziału odnawialnych źródeł w 2010 r. I tak Szwecja miała zwiększyć ten odsetek do 60 proc. (o 6 pkt proc.), Łotwa do 49 proc. (o 13,3 proc.) zaś Austria do aż 78,1 proc. czyli o 23,4 pkt proc. I z tym wynikiem plasowała się na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o względną ilość pracy do wykonania. Podobnie wyglądały inne statystyki. Jeśli chodzi o emisję CO2 w 2004 r., Austria (91,2 mln ton) nieco odbiegała od krajów o podobnej liczbie ludności jak np: Szwecja (69,7 mln ton) czy Bułgaria (68,9 mln ton). Jednak czynnikiem, który decydował o tym, że to Austria - a nie najwięksi truciciele Unii Europejskiej jak Wielka Brytania czy Francja - jest na 'czerwonym', był reżim narzucony sobie w Kioto. W 2007 r. Wiedeń emitował o 4 megatony CO2 mniej niż przed trzema laty, ale stanowiło to aż 129 proc. tego, ile zobowiązano się emitować w 2012. A przykładowo w tym samym czasie, na plusie były już nie tylko Szwecja (13 proc. mniejsza emisja niż planowa w 2012r.) czy Bułgaria (40 proc. poniżej), ale i wspomniana Wielka Brytania oraz Francja, które zeszły o 6 proc. poniżej standardu na 2012 r. Co gorsza, Federalny Urząd ds. Ochrony Środowiska podkreślił, że w 1990r. Austria emitowała rocznie 79,2 milionów tom CO2. W 2006 r. emisja w wysokości ponad 91 megaton oznaczała, iż nastąpił wzrost aż o 15,1 proc. Tymczasem zgodnie z protokołem, do 2012 r. emisja miała się zmniejszyć o 13 proc. w stosunku do 1990r. co daje poziom 68,8 milion ton CO2.
W latach 2004-2006 udało się ograniczyć emisję innych gazów: dwutlenku siarki o 18,8 proc., amoniaku o 1,5 proc. oraz tlenków azotu o 5 proc. Jednak z 159 tys. ton emisji tych ostatnich, limit na 2010 r. przekroczony był o 56 tys. ton. Na emisję tych gazów, miały wpływ głównie transport (27 proc.), przemysł (27 proc.), produkcja energii (17 proc.), piecyki grzewcze oraz drobna działalność gospodarcza (17 proc.). W latach 2001-2005 odnotowano sięgający 3,1 proc. wzrost zużycia energii (najwięcej pochłaniał transport - 31 proc. i sektor produkcyjny - 29 proc.). We wspomnianym okresie transport był zdominowany przez olej napędowy (6,28 mln ton).
Jak widać, spełniły się prognozy analityków wieszczących, że Austrię zgubią samochody. Niskie ceny paliwa sprzyjały tzw. paliwowej turystyce (ang. fuel tourism). Do stacji benzynowych położonych w rejonach przygranicznych zaczęli w masowo przyjeżdżać Niemcy, u których ceny benzyny znacząco podskoczyły w 2007 r. oraz Włosi. Niektóre stacje zwielokrotniły zyski nawet stukrotnie! Autorzy raportu OECD o kondycji austriackiej gospodarki z maja 2009 r., dostrzegając zagrożenie tym zjawiskiem dla spełnienia kryteriów z Kioto, zalecili rządowi w Wiedniu podwyższenie podatków od paliw, zniesienie prefererencyjnych taks na paliwo wykorzystywane w rolnictwie oraz wprowadzenie podatków klimatycznych od CO2 emitowanego w wyniku spalania nieodnawialnych źródeł energii.
W Austrii obowiązują tzw. taryfy feed-in, mające na celu zwiększyć udział odnawialnych źródeł energii w skali całej gospodarki, a jednocześnie zrekompensować straty dla producentów takiej formy energii (która jest droższa niż ta z nieodnawialnych źródeł). W budżecie na 2006 r. zagwarantowano około 17 mln euro na ten cel, jasno określając, która część tej sumy idzie na jaki rodzaj energii (30 proc. biomasa, 30 proc. biogazy, 30 proc. energia wiatrowa, 10 proc. energia słoneczna i pozostałe). Co więcej, rozwiązania podatkowe sprzyjają korzystającym z biopaliw, które są całkowicie zwolnione z podatków. Od października obowiązują również ulgi na mieszanki biopaliw. Jeśli chodzi o 'zieloną legislację' warto wspomnieć o ustawie z lutego 2005 r. (niem. Umweltinformationsgesetz), która uczyniła z austriackiego ministerstwa środowiska ośrodek koordynujący całość działań związanych z ochroną środowiska. Jednocześnie wprowadzono obowiązek informowania na bieżąco obywateli o stanie środowiska w Austrii.
Najnowsze dane dotyczące wypełniania przez kraje zobowiązań z Kioto oraz - dla państw UE - zobowiązań wynikających z Dyrektywy 2001/81/EC, określającej limit emisji tzw. gazów cieplarnianych, pokazują, że Austria nadal nie radzi sobie z problemem. Liczba takich państw nie jest wcale mała, jednak to Austria obok Belgii wymieniana jest jako ten kraj, który przekracza limity o prawie 60 proc.
Opublikowany na początku listopada raport europejskiego komisarza ds. środowiska Stavrosa Dimasa nie zostawia na Austrii suchej nitki. Wprawdzie nie jest jedyna w grupie państw przekraczających limity emisji, jednak pozostałe kraje dzięki elastycznym systemom z Kioto umożliwiającym regulację wysokości limitów do możliwości danego kraju (tzw. offsetting mechanisms) zmieszczą się w standardach. Austria zaś, nawet przy ich wykorzystaniu będzie miała 12,1 proc. na minusie.
Po opublikowaniu tych danych w austriackiej polityce zawrzało. Uczeń, który dotychczas miał średnią 5,8 i czerwony pasek, traktowany jest teraz jako największy nieuk w klasie. Oczywiście pozostaje pytanie, kto lub co doprowadziło do takiego stanu rzeczy. Politycy zrzucali winę na turystykę paliwową, pokazując wiarygodne dane, że bez tego procederu Austria spokojnie spełniłaby wszystkie kryteria. Jednocześnie rzucali hasła niejasnych planów energetycznych i rozbudowy transportu publicznego. To spotkało się z krytyką ze strony samorządowców, którzy wyrazili swoje zdanie ustami jednego z wiedeńskich radnych mówiącego, że rząd sprzed dekady nic nie zrobił, a teraz chce ukarać prowincje. Opozycja (głównie „zielona”) oskarżała rząd o bezczynność, zaś opinia publiczna o jałowe spory i brak całościowej wizji.
Prawda leży zapewne gdzieś pośrodku. Wydaje się, że Austriacy nieco przeliczyli się. Po latach sukcesów, kryzys gospodarczy wygonił Niemców i Włochów do Austrii po benzynę, a rząd w Wiedniu, pomimo upomnień ze strony - między innymi - OECD niewiele zrobił, by temu zapobiec. Prosty pomysł podniesienia akcyzy na benzynę spotkał się z odmową ze strony kanclerza Faymanna, argumentującego, że uderzy to głównie w najbiedniejszych mieszkańców tego, przecież w większości rolniczego, kraju. Federalny Urząd ds. Ochrony Klimatu zwrócił uwagę na fakt, że przyczyną wzrostu emisji CO2 w kraju jest słaba izolacja domów.
W 2003 r. Komisja Europejska przestrzegała, że tylko Szwecja i Wielka Brytania zdołają się wywiązać ze swoich japońskich zobowiązań. Od tego czasu, nie tylko stare, ale i wszystkie nowe kraje członkowskie zdołały podjąć niezbędne działania i są na pewnej drodze do sprostania kryterium z Kioto. Dwa lata wydają się być niewystarczające na podjęcie skutecznych działań. Rząd (już nie Faymanna) oczywiście robi, co może, by uratować twarz, ale czas pokaże, czy Wiedeń przypadkiem nie podciął sobie w Kioto gałęzi, na której siedzi. W końcu 100 euro za każdą tonę powyżej emisji będzie bolało nawet największych krezusów.