Krzysztof Chaczko: Katalonia straszy niepodległością i...Laportą
Prezes FC Barcelony Joan Laporta, od dawna przymierza się do wielkiej polityki. I podobnie jak ze swoim klubem piłkarskim, za cel bierze sobie dokopanie Madrytowi.
Joan Laporta posiada wszystko, co potrzebuje idealny polityk w tej części Hiszpanii: dobre, katalońskie nazwisko (Laporta i Estruch), świetną prezencję, separatystyczne poglądy, porządne wykształcenie (prawnik po Uniwersytecie Barcelońskim) oraz ogromne sukcesy w kierowaniu największym dobrem Katalonii: FC Barceloną. Obok Josepa Guardioli, Pau Gasola czy Xaviera Hernandéza, Laporta to postać ciesząca się w Katalonii ogromną estymą oraz popularnością. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
Opromieniony sukcesem i utożsamiany z niebywałymi osiągnięciami Barçy, Joan Laporta zmierza pewnym krokiem do polityki. W 2010 roku wygasa jego kadencja prezesa FC Barcelony. W kolejnych wyborach startować nie zamierza. A przynajmniej nie na szefa klubu piłkarskiego. Marzy mu się… no właśnie, tak na dobrą sprawę, to jeszcze nie wiadomo co. Na razie przygotowuje swój projekt niepodległościowy, ogranicza pracę w klubie i sonduje możliwość przyłączenia się do której z katalońskich partii. A ma w czym wybierać. Z taką kartą jaką posiada Laporta, wszyscy przyjmą go z otwartymi ramionami. Pojawiają się oczywiście pewne spekulacje. Na przykład kataloński dziennik sportowy ,,El Mundo Deportivo” sugeruje, iż prezes FC Barcelony przymierza się do przyłączenia do stosunkowo nowego ruchu niepodległościowego pod nazwą ,,Reagrupament.cat”. Ta platforma różnych osobowości politycznych o poglądach niepodległościowych, kierowana obecnie przez Joana Carretero (dawniej polityka Republikańskiej Lewicy Katalonii), stawia sobie strategiczny cel: pełne uniezależnienie Katalonii od Madrytu. Czy się to Kastylijczykom podoba, czy nie.
A podobać się im nie będzie. Już teraz pewnie krew zalewa elity w Madrycie na myśl, iż tak popularna postać jak prezes FC Barcelony, ma zamiar – jak się zdaje – poprowadzić Katalończyków, niczym Mojżesz Żydów, do własnej państwowości. Oczywiście w tym momencie to tylko zły sen Madrytu, jednakże, jakby tego było mało, dziwnym trafem, polityczne zamiary Laporty zbiegły się z referendum niepodległościowym w niewielkiej, katalońskiej miejscowości Arenys de Munt. Pomimo tego, iż rząd w Madrycie wyśmiał (dosłownie) jakąkolwiek ważność głosowania, to fakt, iż z ponad 40 proc. mieszkańców, którzy wzięli udział w referendum, aż 95 proc. opowiedziało się za niepodległością Katalonii, już nie wydaje się taki zabawny. A już w ogóle nie śmieszy fakt, iż następne kilkadziesiąt gmin katalońskich zapowiedziało podobny rodzaj sprawdzenia nastrojów społecznych. Tak na wszelki wypadek.
Wygląda więc na to, iż Katalonia po raz kolejny pokazuje Madrytowi rogi. (Choć znając niechęć Katalończyków do symbolu Hiszpanii, powinno być raczej uszy [osła]). Przez lata wydawało się, iż Katalończycy uderzają w tony niepodległościowe, by wymusić na Madrycie kolejne ustępstwa na rzecz swojego regionu. Tym razem może nie być tak łatwo, szczególnie, iż stolica Hiszpanii już za bardzo nie ma czym ,,handlować”. Według ostatnich badań społecznych (Barómetre d’Opinió Politica) organizowanych przez Generalitat de Catalunya, 19 proc. Katalończyków opowiada się za pełną niepodległością, 32 proc. za federacją, zaś 36 proc. za obecnym kształtem relacji z Madrytem. Przy czym, porównując powyższe zestawienie z poprzednimi latami, widać tendencję wzrostu poparcia na rzecz całkowitego odłączenia Katalonii od Hiszpanii. Jak na razie, wszyscy czekają na zbliżające się wybory w regionie ze stolicą w Barcelonie oraz roli jaką w nich odegra Joan Laporta. Wtedy też okaże się, czy retoryka straszenia Madrytu niepodległością jednego z najbogatszych regionów Hiszpanii, przemieni się w jakikolwiek czyn.
A tymczasem nie ma się co łudzić. Niepodległość Katalonii to na razie tylko abstrakcja. Choć z drugiej strony, przyjmująca z roku na rok coraz wyraźniejsze kształty. Patrząc z perspektywy bardziej zdeterminowanych Basków, którzy notabene etnicznie nie mają zbyt wiele wspólnego z Hiszpanami, i ich wciąż niezrealizowanej walki o niepodległość, trudno mówić o jakichkolwiek szansach Katalonii na własną państwowość. Poza tym, w Katalonii w przeciwieństwie do Baskonii, zamieszkują się spore grupy cudzoziemców jak i ludność napływowa z innych rejonów Hiszpanii (głównie z Andaluzji), która z historią Katalonii czy (niezbyt łatwym) językiem katalońskim nie ma zbyt wiele wspólnego. Nie mówiąc już o kibicach, którzy zachodzą w głowę, z kim w razie odłączenia Katalonii od Hiszpanii, będzie rywalizować ich FC Barcelona? Więc kto tu kogo straszy?
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.