Jemen poligonem mocarstw
We wtorek o północy oficjalnie rozpoczęto proces zawieszenia broni, który był podyktowany dostarczeniem pomocy humanitarnej dla ludności cywilnej.
Jako pierwsza, bo już w czwartek 7 maja, propozycję zawieszenia broni złożyła Arabia Saudyjska. Saudowie wyraźnie jednak zaznaczyli, że głównym warunkiem regulującym pozytywnie załatwienie tej sprawy jest zgoda drugiej walczącej strony, czyli szyickich bojowników z plemienia Huti wspieranych przez Iran. Propozycja arabska była podyktowana dramatyczną sytuacją cywili, którzy najbardziej odczuwają skutki konfliktu. Niektórzy komentatorzy wprost mówią o katastrofie humanitarnej. Według doniesień organizacji humanitarnych, najbardziej potrzebnymi produktami są żywność oraz paliwo.
Krótko po złożeniu propozycji, koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej poinformowała o celach wojskowych, które zamierza zbombardować. Wezwała ludność cywilną do opuszczenia tych terenów i rozpoczęła zmasowane naloty, które były częścią większej operacji przeciwko bojownikom. Po tych nalotach, w niedzielę przedstawiciele Huti przystali na propozycję Saudów. Dodatkowo wysunęli chęć powrotu na ścieżkę dialogu pod auspicjami ONZ w celu rozwiązania konfliktu. Ciężkie naloty, zwłaszcza na stolicę kraju Sanę, w tym na magazyny broni, trwały prawie do ostatniej minuty przed rozpoczęciem zawieszenia broni. Według doniesień zginęło w nich 19 osób, ale niepotwierdzone źródła mówią nawet o 90 ofiarach.
Mocarstwowe przepychanki
Zawieszenie broni próbuje wykorzystać Iran, który poinformował o wysłaniu statku z pomocą humanitarną. Prawdopodobnie docelowym portem ma być Aden który jest w rękach pro irańskich bojowników z plemienia Huti. Istnieje uzasadniona obawa, że Irańczycy oprócz pomocy humanitarnej, mogą próbować dostarczyć broń walczącym rebeliantom. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że Arabia Saudyjska od kwietnia zadecydowała o kontroli każdego statku, który zmierza na wody Jemenu. Władze w Teheranie poprzez swoje służby dyplomatyczne wyraźnie zasygnalizowało, że na żadną kontrolę statku prowadzoną przez saudyjskich żołnierzy nie pozwoli. Nie wiadomo jak może zakończyć się rejs jednego ze statków, ponieważ Irańczycy będą go eskortować. Tej jednostce ma towarzyszyć niszczyciel oraz druga jednostka pływająca. Cytowany przez irańską agencję informacyjną IRNA admirał Husein Azad oświadczył, że flota irańska ma postawione zadania eskortowania wszystkich irańskich statków dostarczających pomoc humanitarną.
Czołgi u bram Jemenu
Niespokojna sytuacja panuje również na pograniczu saudyjsko-jemeńskim. W ostatnich dniach po ciężkim ostrzale prowadzonym przez bojowników Huti, władze w Rijadzie zadecydowały o wysłaniu swoich sił pancernych na granicę z Jemenem. Arabia Saudyjska zastrzegła sobie w ten sposób możliwość podjęcia operacji stricte lądowej, która do tej pory nie była prowadzona. Rijad w ten sposób sygnalizuje, że w każdej chwili operacja może być podjęta.
ONZ podało liczbę ofiar tego konfliktu, które zginęły od 19 marca, czyli od początku nalotów. Według organizacji zginęło około 1,5 tysiąca osób. ONZ krytykuje również koalicję państw arabskich za pogwałcenie konwencji międzynarodowych, wskazując na bombardowania prowincji Sada. Pomimo wcześniejszych ostrzeżeń o bombardowaniu tych terenów, lokalna ludność nie mogła opuścić tego obszaru często z powodu braku paliwa. ONZ podkreśla, że bombardowania, które są dosyć chaotycznie prowadzone, pomimo wcześniejszego poinformowania ludności cywilnej są niezgodne z prawem humanitarnym.
Kolejnym niebezpiecznym graczem, który dopasowuje się do sytuacji i wykorzystuje naloty państw koalicji, jest Al-Kaida Półwyspu Arabskiego. Terroryści starają się wypełnić lukę i próżnię, która powstała pomiędzy walczącymi stronami. Szerzące się bezprawie i brak realnej kontroli państwa nad niektórymi terenami stanowi idealne środowisko do wzrostu siły AQAP.
Sytuację w Jemenie można traktować jako kolejną część odsłony rywalizacji irańsko-saudyjskiej, która od dłuższego czasu przybiera na sile. Stawką jest hegemonia na Bliskim Wschodzie, a stołem do gry terytoria Jemenu, Syrii oraz Iraku. Ponowne ofensywne rozdanie Iranu w tej grze było możliwe dzięki dwóm wydarzeniom. Pierwszym jest niewątpliwa odwilż na linii Teheran - Waszyngton, która skutkuje ponownymi rozmowami dotyczącymi irańskiego programu nuklearnego. Może to dać drugie życie irańskiej gospodarce po cofnięciu sankcji i odmrożeniu aktywów. Prestiż Iranu w oczach krajów zachodnich rośnie również dzięki wsparciu, jakie Iran udziela Irakowi w walce z terrorystami z Państwa Islamskiego. Dzięki tym zabiegom Amerykanie przymknęli oko na dozbrajanie libańskiego Hezbollahu. Mimo oburzenia Izraela uznano prezydenta Syrii za neutralną stronę konfliktu. Zdziwiło to, ale również oburzyło władze Arabii Saudyjskiej i Turcji. Dzięki tak prowadzonej polityce, Iran przoduje w rozgrywce z rodziną królewską. Ocieplając swój wizerunek w oczach zachodu, pogorszył stosunki innych państw z Waszyngtonem. Można było przewidzieć, że rozpoczęcie dialogu z Iranem rozsierdzi Izrael uznający go za jedno ze swoich najpoważniejszych zagrożeń. Ale niezadowolenie zademonstrowane przez Arabię Saudyjską mogło zadziwić Waszyngton.
Już wiadomo że w rozmowach przedstawicieli GCC z amerykańską administracją, które odbędą się w przyszłym tygodniu w Waszyngtonie, wezmą udział politycy niższego szczebla. Oficjalną przyczyną nieobecności Króla Arabii Saudyjskiej Salmana jest konieczność kontroli zawieszenia broni w Jemenie. Chociaż miały miejsce kurtuazyjne zabiegi dyplomatyczne zapewniające o ciągłości sojuszu amerykańsko-saudyjskiego, analitycy i komentatorzy jasno wskazują na zgrzyt w tych relacjach. Taką sytuację trafnie ujął jeden z komentatorów mówiąc, że Arabia Saudyjska nadal jest przyjacielem USA, ale już nie sojusznikiem. Natomiast Iran nie jest przyjacielem ale jest już sojusznikiem.
Źródło: Reuters, Al Jazeera, The Washington Post, BBC, CNN, Financial Times